JAK WYPRAWIAĆ SIĘ NA ŁOWY (BĘDĄC KOBIETĄ)?

Kiedy rozpoczynałam przygodę z łowiectwem miałam wymiary oskubanego kurczęcia – znalezienie ciuchów w rozmiarach 32-34, w porywach do maksymalnie 36 stanowiło nie lada problem nawet w sieciówkach odzieżowych, w których kupowałam pierwsze bojówki, zielone koszule, marynarki i zimowe kurtki. Gdy szyłam mundur, panie w szwalni śmiały się, że to chyba będzie pół munduru. Który z producentów odzieży myśliwskiej w ogóle pomyślałby, aby wyprodukować tak małe ciuchy? Podpowiem Wam – żaden. Dziś, chociaż kobieca moda myśliwska ruszyła powoli i pojawiła się nawet firma produkująca odzież wyłącznie dla kobiet (Brantas – piękne kroje, aż żal na polowanie by było ubrać te cuda!), mnie pozostały pierwsze nawyki, czyli poszukiwanie ubrań w ogólnie dostępnych sklepach odzieżowych. Nie metka się liczy bowiem, a jakość ubrania.

Zaczynając od tego, co nosimy najbliżej ciała: bielizna w las musi być przede wszystkim wygodna. Jeśli komuś wygodnie chodzi w stringach, myślę, że okoliczności przyrody zaistniałe na polowaniu raczej mu nie zaszkodzą, ale najlepsze pozostają bawełniane figi albo bokserki – nie wżyna się to, nie przesuwa, nie ściska i nie trzeba poprawiać narażając się na docinki Kolegów. Następnie zimą warto pomyśleć o czymś jeszcze na te majtki – dostałam kiedyś w prezencie oszałamiająco drogie „kalesony” z czarodziejskiego, termoaktywnego materiału. W sumie to nawet nie wiem, gdzie je mam, bowiem tyłek marzł mi w nich zaiste tak aktywnie, że poszły w odstawkę po trzech zimowych polowaniach. Do dziś preferuję grube rajstopy, 80 DEN, tudzież legginsy, które do noszenia „po ulicy” już się nie nadają, czy to z racji obrzydliwego brązowo-beżowego koloru, czy niemiłosiernego „skulkowania” materiału.

Podkoszulek z termoaktywnego materiału natomiast bardzo sobie chwalę, gdyż przylega ściśle do ciała, nie przepuszcza ani ciepła na zewnątrz, ani chłodu do wewnątrz. Ważne jest jedno – zimą bielizna „wierzchnia” (czyli koszulka, rajtki, gatki) nie może być bawełniana. Odrzućmy stare dobre legendy, że skóra musi oddychać w ubraniu. Owszem, musi, ale latem, kiedy jest ciepło, a nie na trzaskającym mrozie! Bawełna ma to do siebie, że chłonie wilgoć bardzo szybko, a jednocześnie stosunkowo długo schnie. W zimie to prawdziwe termo-zabójstwo – kiedy spocimy się brnąc przez śniegi na stanowisko, bawełniana koszulka lub rajtuzy nasiąkną potem, który momentalnie wystygnie na mrozie i będzie nas chłodził. Wybierajmy więc taką odzież, która na metce w składzie nie ma bawełny. Do tego bezzapachowy antyperspirant i będzie dobrze!

Ostatnie z najbliższych ciału, skarpety, wybieram zawsze grube – chronią przed otarciami, grzeją, utrzymują stopę twardo w bucie. Najczęściej przy pełnych rajstopach zakładam na nie wełnianą skarpetę – nie ma cieplejszej ochrony stóp.

Kiedy mamy dodatnie temperatury, możemy śmiało odziać się bawełniane podkoszulki, koszule z flaneli, cienkie bluzy i sweterki z naturalnych materiałów. Zielonych ubrań na rynku nie brakuje, sklepy survivalowe również mają niezłą ofertę nawet dla niewielkich osóbek, a i w galeriach handlowych możemy znaleźć fajne, zgrabne ciuszki inspirowane stylem militarnym, a na prawdę całkiem praktyczne w terenie. W ostatnich czasach bardzo dużo pojawiło się „powszechnych” ubrań z motywami zwierzęcymi – koszulki z jeleniami, lisami, bażantami, swetry w łosie, marynarki z sarną, nawet kapelusze na modę myśliwską i mnóstwo innych. Pozwala to zaznaczyć w stroju swoje zainteresowania, jednocześnie nie wychodząc z obowiązującej mody. Ten trend uważam za wart podchwycenia przez środowisko polujących kobiet. Przeglądając bowiem zagraniczne strony internetowe często trafiam na zdjęcia Dian ubranych bardzo modnie, wręcz elegancko, gdzieś w terenie i myślę sobie: jak to się stało, że pozwoliłyśmy się wcisnąć w męskie pory, bluzy, kamizele i jednocześnie odebrać sobie kobiecość, dając sobie wmówić, że w lesie nie wypada wyglądać kobieco i zjawiskowo!? Naturalnie, nikt na szpilkach na dzika nie pójdzie, ale już bluzka z dekoltem, taliowana koszula, marynarka z rogowymi guzikami nie wadzi – byle była wygodna! Nasza wygoda to podstawa i naturalnie, gdy ktoś lepiej czuje się w luźnych, uniseksowych łaszkach, absolutnie nie powinien na siłę wciskać się w spódnicę i zwiewne bluzki. Jeszcze słówko na temat górnych części garderoby – gdy panuje upał i nie chcemy zakładać sweterków, grubszych koszul, kurtek, warto pamiętać o kamizelce. Choćby była cienka, zawsze choć trochę zamortyzuje ramię przed odbiciami kolby.
Teraz coś „na wierzch”. Najpraktyczniejsze kurtki to te z nieprzemakalnych materiałów, z ciepłymi, polarowymi podpinkami. Mogą nam bowiem służyć zarówno w cieplejsze miesiące, w razie deszczu, oraz na jesieni, po założeniu podpinki. Kurtki najbezpieczniej kupować ciut na wyrost, by nie zdziwić cię, kiedy założymy dodatkowy sweter czy bluzę i zamek odmówi posłuszeństwa. Kurtka zimowa powinna być przede wszystkim ciepła i nieprzemakalna, ale przy tym niezbyt „puchata”, aby nie utrudniała zanadto ruchów i nie powodowała niebezpieczeństwa przy posługiwaniu się bronią. Z tego samego powodu należy zrezygnować z ubrań z dużą ilością troczków, pasków, ozdobnych sznureczków, guziczków, czy innych, mogących zwyczajnie zawadzać przy strzale elementów. Ja zaopatrzyłam się w tą zimę w tradycyjny, naturalny kożuch i muszę przyznać, że to najcieplejszy ubiór zimowy jaki do tej pory miałam.

Zejdźmy niżej. Latem i jesienią uwielbiam bojówki z grubszej bawełny, z dużą ilością kieszeni – lekkie, przewiewne, pomieszczą paczkę naboi luzem, chusteczki higieniczne, szminkę, telefon, dokumenty, a także inne, jakże niezbędne rzeczy. Zimą warto zaopatrzyć się w nieprzemakalne, ocieplane spodnie. Dla mnie w spodniach najważniejsza jest ich „pojemność”, gdyż nie lubię nosić ze sobą na stanowisko torby. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by na polowanie ubrać wygodną spódnicę. Popatrzmy na zdjęcia naszych polujących prababek – damy odziane w długie, wełniane spódnice, szykowne garsonki, w strojnych kapeluszach, stojące na stanowiskach ze smukłymi dubeltówkami! Ach, marzenie, by i dziś łowy od czasu do czasu były tak pełne szyku… Chociaż przy okazji uroczystości hubertowskich!

Torba myśliwska to kolejna historia! Musi być z jednej strony pojemna, a z drugiej niewielka, aby nie zawadzała podczas przemieszczania się i nie obciążała zanadto ramienia. Na rynku mamy duży wybór toreb materiałowych, brezentowych, niektórych nawet z rozkładanymi siedziskami, oraz skórzanych, z naszytymi futrzanymi wstawkami, trokami, czy ładownicami. Kwestią gustu jest, co wybierzemy – na pewno skórzana torba to klasa sama w sobie, jest wytrzymała, mocna tak, że niemal niezniszczalna, ale z kolei brezentowa poza tym, że znacznie tańsza, jest bardziej odporna na mechaniczne uszkodzenia, takiej jak obtarcia i zarysowania materiału, na wilgoć i odbarwienia, zaplamienia. Wyrzucić też mniej żal i o pielęgnacji nie trzeba pamiętać.

W torbie musi się znaleźć (oraz zmieścić!) amunicja, w ilości odpowiedniej dla planowanego polowania, dokumenty (pozwolenie, legitymacja PZŁ, odstrzał), telefon, dobrze mieć zawsze przy sobie chusteczki, suche lub nawilżane, jakiś plaster opatrunkowy, nóż (chociaż ja preferuję noszenie noża przytroczonego na pasku) lub scyzoryk, oraz w zależności od okoliczności – latarkę i kanapki. Woda lub herbata też może się przydać, zwłaszcza zimą lub w duże upały. Sporo tego wszystkiego, co nie? Ale jeśli zajrzymy do swojej torebki, z którą codziennie zaiwaniamy do pracy, to okaże się, że mamy w niej znacznie więcej znacznie mniej niezbędnych rzeczy! Bo po co mi w biurze scyzoryk, śrubokręt, zestaw nici i igieł, pełna kosmetyczka, zapasowe majtki, kalendarz wielkości Biblii, sznurówki, notes, cztery długopisy, dwa pióra, jeden pisak i rachunki z ostatnich trzech lat? Oczywiście – potrzebne! Dlatego torba na polowanie lekkością zawsze mnie zaskakuje i ledwie ją zauważam na ramieniu.

Elementem garderoby można nazwać poniekąd pas na amunicję. Ja posiadam skórzany – jego niewątpliwym plusem jest bardzo ładny, elegancki wygląd i wytrzymałość, można być pewnym, że szwy nie puszczą i nie wystrzępi się. Jest jednak wielki minus, który na pewno każe mi się zastanowić w przyszłości nad wyborem pasa, mianowicie po kilku latach użytkowania skóra po stronie, z której noszę broń, jest bardzo mocno wytarta od strzelby. Zapastowanie jej daje doraźne efekty, to już niestety nie to samo. Jeśli chodzi o cenę, to w zasadzie materiałowe i skórzane nie różnią się nią aż tak bardzo.

Dla mnie, osoby, która wiecznie uskarża się na zimne dłonie i nogi, niezmiernie ważne są buty. Niestety doświadczenie nauczyło mnie, że na moje nieboszczykowe stopy nie ma ciepłych butów – smaruję się więc rozgrzewającą maścią przed włożeniem stóp do butów, a buty i tak mam przeznaczone w domyśle dla himalaistów. Buty na polowanie powinny być wysokie, nad kostkę, aby nie sypał się do nich piach, igliwie, zimą zaś śnieg. Latem śmigałam nieraz w wygodnych trampkach, ich wadą jest jednak przemakalność. Gumiaków nie znoszę, ale są doskonałym rozwiązaniem na ciepłe, a mokre dni i warto mieć jedną parę w zasobach. Dziś, dzięki niespodziewanym meandrom mody, możemy zakupić tak eleganckie gumowce, że i na salony nie byłoby wstyd w nich pójść!

Na zakończenie jeszcze słówko o nakryciu głowy – w kapeluszach myśliwskich można by przebierać cały dzień! Najważniejsze, by mocno siedział na głowie, nie spadał nam przy byle wietrzyku, a jego rondo zapewniało oczom częściową ochronę przed rażącym słońcem. Na trzaskające mrozy idealnie nadaje się futrzana czapa z lisa, uszatka z grubego polaru, albo wełniana czapka z daszkiem i „klapkami” na uszy. W lecie, gdy nie chcemy kapelusza, można się skryć pod daszkiem tzw. bejsbolówki, których w kolorach zieleni, czy moro nie brakuje w większości sklepów.

Tak na prawdę każda z nas kompletuje swoją własną garderobę w zgodzie z indywidualnym gustem, możliwościami i uwarunkowaniami. Mnie tragicznie marzną stopy, więc kręcić się będę bardziej wokół nich niż np. uszu, a poza tym cenię oryginalność i kobiecość w lesie, co skłania mnie do poszukiwania „codziennych” ciuchów praktycznych w łowisku, ale jednak mocno zaznaczających moje babskie walory. Myślę, że doświadczone Koleżanki zbyt wielu nowych rzeczy w moim tekście nie przeczytały, może jedynie poznały ciut inne spojrzenie na modę myśliwską, a mam nadzieję, że zdołałam wzbudzić w nich refleksję nad tym zaniedbywanym nonszalancko tematem. Za to liczę, że nowe, przyszłe Diany znajdą w nim jakąś podpowiedź, jak przetrwać w tym – jeszcze – zdominowanym przez mężczyzn środowisku i modnie, i ciepło i wygodnie.

Darz Bór!
Dorota Durbas-Nowak

Udostępnij
Twitter
WhatsApp

Aplikacja mobilna

Nasza aplikacja to doskonały towarzysz każdego miłośnika łowiectwa, który pragnie pozostać na bieżąco z najnowszymi treściami związanych stron.

Bądź na bieżąco z newsami 📱