DIANA MA NIE TYLKO STRZELBĘ

Często obserwuję młodych motocyklistów, którzy na mniej lub bardziej „chrzęszczących” kilkunastoletnich ”rzęchach” rozpędzają się do 200 km/h, ubrani w dżinsy, dresy i trampki. Przekładając to na nasze, łowieckie poletko, chciałbym w odnowionym cyklu dla Dian zapoznać Je z całym szeregiem praktycznych, niezbędnych akcesoriów łowieckich, w skład których, oprócz broni, wchodzi całoroczny ubiór, optyka poza lunetami myśliwskimi, broń biała i wiele, wiele różnych drobiazgów, które uczynią je samodzielnymi i niezależnymi w każdych warunkach terenowych i pogodowych.

Jesienne dni, począwszy do okresu rykowisk, aż do Hubertowin to najintensywniejszy okres polowań indywidualnych, w czasie których polujemy prawie na wszystkie gatunki zwierzyny. W związku z tym bywamy w łowiskach w różnych warunkach pogodowych i o różnych porach dnia i nocy. Dziś napiszę o tym, co każda z Dian, oprócz broni i lornetki (której dobór omówię w późniejszych odcinkach) powinna mieć przy Sobie. Należą do nich: latarka i zapasowe baterie, nóż, kawałek sznurka, materiały opatrunkowe, zapalniczka lub zapałki, wygodna, „cicha” ładownica, pastorał, zapasowa bateria do podświetlenia lunety, mały termos z ciepłą herbatą, kawałek czekolady, cienkie rękawice gumowe, kawałek cienkiego brezentu (wymiar 25×25 cm) lub innego nieprzemakalnego materiału (nie może to być torba foliowa), przynajmniej dwie mocne „reklamówki” z uszami, które się nie oberwą, mały, lekki stołeczek na zasiadkę.

Omówmy zastosowanie tych drobiazgów, np. w czasie polowania z podchodu na dzika. Myślę, że niejedna z Dian (kobiety są uparte i waleczne) zrezygnuje ze szczękania zębami na ambonie i wyruszy na polowanie z podchodu. Rola pastorału jest zupełnie jasna i pominę jej omawianie. W stosunku do lornetki przypomnę tylko, że prawie każda ma od strony oczu gumowe kołnierze, których używa się nosząc okulary, a wywija się w kierunku przeciwnym, korzystając z niej bez nich.
W czasie podchodu spotykamy różne miejsca, w których możemy spodziewać się obecności dzików. Warto więc nosić na ramieniu dobry, lekki, składany stołeczek myśliwski, który pozwoli na zasiadkę w kępie traw lub krzewów, ale także na odpoczynek i napicie się czegoś ciepłego, kiedy ogarnie nasze ciało pierwsze zmęczenie.

Przedzierając się przez różne chaszcze często ranimy się w dłonie o kolce, gałęzie, czego nie wolno bagatelizować. Każde takie zadrapanie lub zwykłe otarcie koniecznie należy opatrzeć, chociażby zwykłym plastrem (najlepiej odpornym na wilgoć).
Zmienne temperatury i szybko zapadający zmierzch potrafią zaskoczyć myśliwego skróceniem żywotności baterii w latarce lub lunecie. Musimy być na tę okoliczność przygotowani. Ideałem jest posiadanie latarki, tzw. „czołówki” i drugiej, niedużej ręcznej o znacznej wydajności świetlnej. Dla Pań polecam dość duży scyzoryk, najlepiej dobrej firmy (z „górnej półki”), który powinien przede wszystkim posiadać dobre ostrze do patroszenia, ale także zagięte ułatwiające rozcinanie powłok brzusznych bez możliwości uszkodzenia jelit.

Namawiam nasze Panie do obrabiania odbytu upolowanego dzika w taki sposób, że po jego wykrojeniu i wyciągnięciu poza sierść zawiązujemy jelito kawałkiem sznurka. Drugi kawałek posłuży nam do zawiązania przewodu pokarmowego i tchawicy (od strony głowy). Daje to olbrzymi komfort podczas patroszenia. Wrodzona delikatność Pań, ale także i bezpieczeństwo (np. po drobnym zranieniu dłoni) nakłada obowiązek używania gumowych rękawic przy patroszeniu zwierzyny.
Prawie zawsze patroszymy zwierzynę w pozycji klęczącej. Nasz ubiór na kolanach jest wtedy narażony na zabrudzenie, zawilgocenie, lecz kiedy posiadamy kawałek nieprzemakalnego materiału, na którym możemy przyklęknąć, te niebezpieczeństwa zostaną zażegnane.

Niejednokrotnie, np. ściernisko lub teren nietrawiasty utrudnia oddzielenie patrochów od narogów i wtedy jedna reklamówka posłuży do położenia na niej wszystkich wnętrzności, a druga do włożenia czystych, niezapiaszczonych narogów.
Zmienne warunki pogodowe, mimo ciepłej herbaty i kawałka batona lub czekolady, dobrego ubioru, potrafią wychłodzić każdy organizm, a kobiety marzną głównie w stopy i dłonie, toteż w odpowiednim miejscu i przy zachowaniu maksimum ostrożności w czasie oczekiwania na pomoc koleżanki lub innego myśliwego, albo przed rozpoczęciem ciągnięcia zwierzyny w kierunku samochodu można rozpalić malutkie ognisko, przy którym chwilę siedząc zregenerujemy siły i zaplanujemy dalszy tryb postępowania i zakończenie polowania, do czego niezbędne są wysokiej jakości zapałki odporne na wiatr, przechowywane w suchym, szczelnym, najlepiej metalowym i zakręcanym opakowaniu (z kawałkiem waty, który będzie służył jako rozpałka) lub wysokiej klasy zapalniczka gazowa.

Na co dzień nawet doświadczeni myśliwi nie zdają sobie sprawy, co znaczy posiadanie w czasie trudnych warunków pogodowych dobrej latarki, podkładki pod kolana, możliwości rozniecenia ognia.
To wszystko, o czym napisałem, a także wszystkie inne małe, praktyczne „tajemnice”, które omówię w następnych odcinkach, to esencja prawdziwego, niesztampowego myślistwa.

Zbigniew Maziarczyk

DIANA MA NIE TYLKO STRZELBĘ (II).modal-2 .modal-header, .modal-2 .modal-footer{border-color:#242424;}.modal-2 .close{color:#ffffff; opacity:0.35}×
DIANA MA NIE TYLKO STRZELBĘ (II)
Prawdziwy myśliwy-pasjonat nigdy nie poprzestanie na zakupie tego, co tradycyjnie wbija się do głowy adepta łowiectwa na kursach. Polowanie to specyficzny rodzaj wojny, współzawodnictwa, survivalu. Wymaga posiadania rzeczy praktycznych i praktycznej wiedzy, szczególnie przez Diany. Dziś o polowaniu z ambony.
„Umiar we wszelkiego rodzaju ludzkich zachowaniach jest cechą geniuszy” – mawiał Juliusz Cezar. Ta sentencja ma także związek z łowiectwem, a dotyczy hamowania w myśliwym pędu do zabijania. Polowanie to ściśle przemyślane działanie, w którym określamy sobie gatunek, ilość, wiek zwierzyny, którą zamierzamy pozyskać. Nie może być w tym żadnej przypadkowości i korzystania z okazji, chociażby podług przysłowia: „gdy idziesz na zwierza, nie strzelaj do pierza”.
Wybierając się na zasiadkę z ambony nie należy „objuczać się” tak jak na podchód, ale żelazne zasady dotyczące zachowania i sprzętu warunkują sukces. Najważniejszą sprawą jest świadomość, ze zmysły zwierzyny wieleset razy przewyższają percepcję człowieka. Słuch, wzrok, węch (S.W.W.) – ich wrażliwość zmusza myśliwego do szczególnych zachowań i posiadania odpowiedniego ekwipunku. Diana nie może w drodze na ambonę rozsiewać zapachów dezodorantów i pachnideł, które są na niej równomiernie rozłożone od butów do kapelusza. Przed polowaniem trzeba dokładnie się umyć, najlepiej czysta, ciepłą wodą bez mydła. Następnie za pomocą „kadzidełek”: dymu z jałowca lub sosny „nasączyć się” zapachem siedząc w pomieszczeniu, ubranym w strój wyjściowy. Buty, począwszy od gumowych po goretexy używane do polowań po wyczyszczeniu z błota i wyschnięciu powinny być trzymane w koszu z suchym sianem.
Należy pamiętać o konieczności załatwienia potrzeb fizjologicznych tuż przed wejściem w łowisko. Jeżeli używamy często tej samej ambony, warto gdzieś w kącie zostawić zamykany pojemnik na mocz (okazjonalnie opróżniany). Siusianie na podłogę ambony lub pod nią jest niedopuszczalne! (Zwierzyna zwietrzy ten zapach z olbrzymiej odległości). Spod nóg usuwamy piach, korę, liście, a najlepiej po zamieceniu jej podłożyć pod nogi starą miękką matę łazienkową.
Kolejną czynnością będzie wyeliminowanie wszelkich skrzypiąco-trzeszczących punktów siedziska, podłogi, okienek itp. W zależności od pory roku dbamy o ciepłotę ciała (koce, mufki na ręce, grzałki itp.). Zesztywniała Diana prawie zawsze spudłuje. Nie mogą skrzypieć sznurowadła w butach, ciasne spodnie, klucze w kieszeni. Szelest wierzchniego odzienia eliminujemy poprzez jego właściwy dobór. Wyłączamy telefon komórkowy! Podkładka do siedzenia jest obowiązkiem (ciepło, eliminacja hałasu). Bardzo często lekceważonym elementem stroju jest nakrycie głowy. Zbyt długie daszki przeszkadzają w celowaniu i obserwacji terenu przez przyrządy optyczne. Jesienią wiatr chłodzi myśliwemu uszy, szyję i twarz. Najlepiej więc korzystać z czapki z krótkim daszkiem, z opuszczanymi na uszy klapami, które osłonią uszy, tętnice szyjne, a jednocześnie nie spowodują zbyt wielkiego ograniczenia w odbiorze wrażeń słuchowych.
Broń kładziemy tak, by łatwo było po nią sięgnąć, wypróbowując skład w każdym kierunku. Przećwiczmy sięganie po nią, by stuknięciem lufy nie spłoszyć czujnego dzika, jelenia, sarny, czy lisa. Termos (bez stukającego zaworu), lornetka – zawsze w tym samym miejscu, by ich nie zrzucić i nie kopnąć. Uczmy się z nich korzystać w ciemności, bez latarki.
Wchodząc i schodząc stawiamy stopy nie na środku szczebli, lecz przy ich krawędziach, bo zawsze możemy natrafić na zbutwiały lub obluzowany. Po zmierzchu wiele osób ma problem z ustawieniem ostrości lornetki lub lunety. Jeśli obraz rozmyje się, szukamy pieńka, krzewu z liśćmi, drzewa (np. białego pnia brzozy) i na nim ustawiamy ostrość, oczywiście punkty te nie mogą być zbyt odległe od centrum pola obserwacji.
Ażeby było jeszcze ostrzej, zamykamy oczy na 10 sekund (źrenice rozszerzą się), a następnie wyostrzamy obraz w lornetce lub lunecie zaraz po ich otwarciu.
Z całą pewnością tych kilka praktycznych uwag ułatwi naszym Paniom polowanie z ambony i da dużo większe szanse na łowiecki sukces.
Zbigniew Maziarczyk
Close

DIANA MA NIE TYLKO STRZELBĘ (III).modal-3 .modal-header, .modal-3 .modal-footer{border-color:#242424;}.modal-3 .close{color:#ffffff; opacity:0.35}×
DIANA MA NIE TYLKO STRZELBĘ (III)
Wyprawa na łowy jest zawsze wyzwaniem. Przewidywanie pewnych zdarzeń, zmian pogody, trudności – to konieczność. W czasie polowania nie można sobie pozwolić na dodatkowy, niezamierzony dyskomfort, którym zawsze jest niewłaściwy strój i wychłodzenie.
W skład kompletu odzieży wchodzą: skarpety, bielizna, kilka par obuwia (na różne pory roku i dla różnych warunków terenowych), spodnie, kurtki, swetry, bluzki, odzież wodoodporna, nakrycia głowy, rękawice. Świadomość tego, że jest to znaczny wydatek musi towarzyszyć Dianom od początku stażu. Każdy substytut zaowocuje kłopotami.
Zacznijmy od skarpet. Inne wkłada się do gumowych butów (dość ciepłe i grubsze, mogą być syntetyczne lub wełniane), inne do „goretex’ów” (także oddychające – strasznie drogie). W handlu dostępne są różne wkładki do obuwia, od żelowych (długi podchód) po aluminiowe (zima, zasiadka, ambona) i należy się w nie zaopatrzyć.
Bielizna spełnia prawie zawsze zadanie ocieplające – polecam cienką wełnianą (trochę gryzie – warto pod nią nosić trochę cieńsze kalesonki i koszulki z jedwabiu). Najgorszym pomysłem na utrzymanie ciepła jest założenie pod kurtkę „pięciu warstw” różnych ciuchów, które przeszkadzają we wszystkim.
Na bieliznę nakładamy spodnie-ogrodniczki z szelkami. Potem sweter lub polar (wykończenia typu „golf”) i kurtkę na wierzch. Zawsze wskazany jest pas ocieplający, podobny, jak noszą motocykliści, który chroni plecy przed chłodem i zmęczeniem w czasie długiego marszu.
Na zimową zasiadkę dobrze mieć śpiwór, mufkę, grzałki w kieszeni, niż „okutać się” w kilka warstw. Ubierajcie się, Diany, ciepło, ale lekko. Zimowe buty powinny być wysokie, nieprzemakalne i bardzo ciepłe (połączenie gumowca z futrem lub z pianką).
Jesienne wędrówki wymagają wysokich getrów (aż do kolan) chroniących przed rosą z traw.
Rękawice muszą być koniecznie ciepłe, ale cienkie, z możliwością odsłonięcia spustowego palca. Czapka w zależności od temperatury musi chronić uszy i szyję. Warto mieć cienką kominiarkę (z jedwabiu) i dodatkowy ocieplacz szyi wkładany przez głowę. Nie nosimy szalików. Zaczepiają się one o gałęzie, przeszkadzają przy wchodzeniu na ambonę, mogą wykluczyć szybkie użycie broni.
Jedną z najważniejszych części ubioru jest cienki komplet wodoodporny, (nieszeleszczący jest drogi i trudny do zdobycia). Nie ma nic gorszego niż mokre plecy, spodnie, głowa – wychłodzenie pewne. Dwuczęściowy strój nieprzemakalny powinien mieścić się złożony w kieszeni kurtki.
Zapamiętajcie, Panie, ważną zasadę: woda spada w dół, zgodnie z prawem ciążenia, dlatego w czasie opadów nie wkłada się spodni do butów, ani rękawic na rękawy kurtki, gdyż woda wcieknie po nogawkach do butów, a po rękawach do rękawic. Należy postąpić na odwrót: spodnie na buty, rękawy na rękawiczki, ocieplacz szyi na kołnierz kurtki itd. Przechodząc przez rów z wodą o poziomie prawie równym z butami, spodnie wkładamy do butów.
A zatem, póki jeszcze czas, bo wczesna jesień, otwieramy szafy i, robiąc remanent, uzupełniamy brakujące części ubiorów myśliwskich.
Zbigniew Maziarczyk
Close

DIANA MA NIE TYLKO STRZELBĘ (IV).modal-4 .modal-header, .modal-4 .modal-footer{border-color:#242424;}.modal-4 .close{color:#ffffff; opacity:0.35}×
DIANA MA NIE TYLKO STRZELBĘ (IV)
Kiedy wybieramy się na łowy, wiodącą ideą jest etyka, nie ta na pokaz i do opowiadania, ale zawierająca szacunek dla zwierząt i życia, które odbieramy. Człowiek jest mięsożerny, lecz łowiectwo musi różnić się od rzeźni. Rozpoznanie celu i świadomy strzał to jedne z głównych powinności myśliwskich. Bez dobrej lornetki jest to niemożliwe.
Wypada przypomnieć, że wszystko co uniwersalne, zawsze zawiedzie. Pasja myśliwska wymaga specjalistycznego wyposażenia. W zależności od rodzaju polowania Diana musi dobierać sprzęt optyczny. Posiadanie jednej lornetki to zdecydowanie za mało. Kryteria podstawowe i niezagmatwane to: waga, liczba zmierzchu, wartość przybliżenia, pole widzenia. Warto też wiedzieć, że są lornetki pryzmatowe i bezpryzmatowe z zoom’em i bez. Z doświadczenia wiem, że mało kto wie, jak dobrać sobie lornetkę. Ciągle pokutujące wiążące, niepodważalne opowieści „starych myśliwych” nie pokrywają się z prawdą i zasadami optyki.
Zacznę od przybliżenia. Im większe, tym trudniej obserwować obiekt bez podparcia rąk (obraz przesuwa się z każdym drgnięciem mięśni i oddechem). Dla polowania z podchodu maksymalnym przybliżeniem jest wartość10. Średnica okularu optymalna przy tym przybliżeniu to 50mm (10×50). Nawet taką lornetkę warto czasem wesprzeć na pastorale, co pozwoli na dokładniejszą obserwację. Klasyczna ma dwa pokrętła, środkowe i przy prawym okularze. Jak ustawić najostrzejszy obraz? Zamykamy lewe oko i prawym pokrętłem ustawiamy ostrość widzenia przez prawy okular, następnie zamykamy prawe oko i środkowym pokrętłem ustawiamy ostrość widzenia lewego oka. Jeżeli nie mamy dużej wady wzroku, obraz będzie wtedy najlepszy. Przy astygmatyzmie i innych wadach (kiedy nie nosimy okularów) ostrość ustawiamy patrząc obojgiem oczu, korygując ją oboma pokrętłami, przyczym zawsze zaczynamy od środkowego.
Skąd biorą się bzdurne „teorie lornetkowe” przeczące prawom optyki? Otóż Polacy mają we krwi pewną naskórkowość i, nie zgłębiając problemu, głoszą idiotyczne opinie. Na przykładzie lornetki wygląda to tak: ktoś kupi Nikona z zoom’em w supermarkecie za 250 zł, na którym napisano, że jest to optyka o wartości 10×50. W praktyce taka lornetka „made in…małe żółte rączki” ani nie jest „jasna”, ani „ostra”. Przypadek zdarzy, że weźmie do rąk lornetkę kolegi, np. Steiner 7×50 za 1500 zł i widzi kolosalną różnicę jakości widzenia – na korzyść tej drugiej. Twierdzi potem, że 7×50 to parametry lepsze niż10×50.
Podstawowy parametr lornetki myśliwskiej to tzw. liczba zmierzchu rządząca się prostym wzorem Z=√PD, co oznacza pierwiastek kwadratowy z iloczynu powiększenia P i średnicy obiektywu D. Pozwala to zrozumieć, że znaczna różnica w widzeniu przedmiotów o zmierzchu, świcie i nocą wynika stąd, że lornetka 6×30 ma Z=13,4 a 10×50 ma aż Z=22,4. Praktycznym wynikiem tych wyliczeń jest osąd, że za pomocą pierwszej lornetki cel w odległości 134 metrów będzie widoczny tak wyraźnie jak przez drugą z odległości 224 metrów. Słuszny jest zatem pogląd, że do nocnych polowań nadają się lornetki o liczbie zmierzchu ponad 20.
Pole widzenia to szerokość wycinka terenu, jaki widzi się przez lornetkę z odległości 1000 metrów. Wielkość ta nie zależy od wymiarów lornetki ani średnicy obiektywu. Można jedynie wnioskować, że największe pole widzenia da nam lornetka dobrej jakości o małym powiększeniu, np. 7×42 Zeiss. Przy powiększeniu 8×30 lornetka Swarovsky daje 150 metrów pola widzenia a 10×40 tej samej firmy to tylko 115 metrów.
Należy więc kupić sobie dwie lornetki, obie dobrej jakości, jedną na podchód- lżejszą, o mniejszym powiększeniu, która pozwoli obserwować szerszy odcinek horyzontu i większą- o dużej liczbie zmierzchu, np. 12×50 do polowań przy gorszych warunkach oświetlenia i z ambony. Pomijam fizjologiczne aspekty szerokości źrenic w zależności od wieku, aby nie gmatwać pojęć. Pominę także tzw. średnią źrenicy wyjściowej. Dla porządku wspomnę jedynie, że przy użyciu lornetki ilość światła jest tylokrotnie większa, ile razy powierzchnia obiektywu przewyższa wielkość źrenicy ludzkiego oka.
Rzadko stosowanym zwyczajem jest używanie lornetki w czasie polowań zbiorowych. Osobiście za bardzo praktyczne uważam posiadanie małej lornetki 10×25 w czasie, kiedy stoimy przed linią pędzenia i zerkanie przez nią co jakiś czas w kierunku leśnej głuszy, co pozwoli nam dużo wcześniej zauważyć np. ciemną zimową suknię dzika pomiędzy pniami drzew i gałęziami świerków (byłaby to już trzecia lornetka).
A więc, Diany, macie następne wydatki dotyczące lornetki. Cóż można powiedzieć? Pamiętajcie tylko zasadę: co tanie to drogie, a co drogie, zawsze okaże się trwalszym, lepszym i tańszym.
Zbigniew Maziarczyk
Close

 

Udostępnij
Twitter
WhatsApp

Aplikacja mobilna

Nasza aplikacja to doskonały towarzysz każdego miłośnika łowiectwa, który pragnie pozostać na bieżąco z najnowszymi treściami związanych stron.

Bądź na bieżąco z newsami 📱