PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY
Kończy się kurs dający podstawowe uprawnienia łowieckie, egzamin. Napięcie i zdenerwowanie na przemian z pragnieniem dołączenia do braci myśliwskiej.Przeżywa to każdy nowo wstępujący, a kobiety szczególnie, utarło się bowiem, że do strzelby i kierownicy samochodu pasują głównie męskie dłonie.
Pierwsze kroki młodej Diany są bardzo trudne. Już na kursie część uczestników patrzy z pobłażaniem na przyszłego myśliwego-kobietę. Inna grupa „kursantów” zamienia się w mentorów i „załatwiaczy”. To pierwszy test dla kobiety. W tym momencie musi i powinna określić swoją pozycję w łowiectwie.
Nie należy ulegać żadnej presji, sugestiom. Wiedzę „typowo męską”(np.dotyczącą broni)można zdobyć samemu, drążąc literaturę i kontaktując się bezpośrednio ze sprzedawcami.Podstawową zasadą w relacji broń-człowiek jest to, że sukces łowiecki nie zależy od rodzaju broni, lecz od umiejętności strzeleckich i wiedzy, którą ustawicznie trzeba pogłębiać.
Licząc na wrodzoną dociekliwość kobiet oraz ich upór w dążeniu do celu postaram się w całym cyklu artykułów pomóc paniom „wgryźć się” w tajniki broni, amunicji i innych akcesoriów.
Przy wyborze broni dla kobiet należy brać pod uwagę jej ciężar, odrzut, kaliber, łatwość czyszczenia i obsługi, ale także tradycję i elegancję. Szczegóły budowy pominę, ponieważ podstawy tej wiedzy zdobywa się na kursie, dodając tylko, że strzelba powinna posiadać przynajmniej trzy rygle, bo w pierwszym odcinku wybieramy broń śrutową.
W tradycji francuskiej i angielskiej kobiety – Diany zawsze wybierają dubeltówkę. Ma ona wiele praktycznych zalet:jest delikatniejsza w budowie(mniejsze czółenko, lżejsza baskila, elegancka linia).Bok śrutowy będzie cięższy, mniej komfortowy w chwycie lewej ręki i trudniejszy do rozbierania i czyszczenia. Horyzontalki zazwyczaj posiadają 70 mm komorę nabojową, co skutkuje mniejszym odrzutem i hukiem wystrzału. Najodpowiedniejszy kaliber „śrutówki” dla kobiety to 16-ka. Zmusza do precyzyjnego celowania, dobrze „prowadzi” brenekę i znacznie zmniejsza wagę broni. Jest idealny na polowanie zbiorowe w lesie i na ptactwo . Zachęcam do poszukiwania dobrze utrzymanego „Sauera”, „Simsona”, „Merkla” o kalibrze 16. Pierwsza strzelba powinna być właśnie taka. Rynek broni jest w pełni nasycony. Można później uzupełnić swój arsenał o boka do strzelania sportowego.
Kupując używaną broń posiłkujmy się opinią kogoś kto się na niej zna, kocha ją i pielęgnuje. Nie warto ulegać modzie na „wypasione”, drogie, markowe strzelby produkowane poza Europą przez nieznanych kooperantów bo z ich jakości pozostała już tylko nazwa. Pierwszy egzemplarz musi mieć swoją historię, za którą idą: umiarkowana cena, trwałość i piękne wykonanie.
Szczęśliwa posiadaczka dubeltówki, a potem sztucera sama dopasowuje paski do noszenia, to bardzo ważny szczegół. Na polowaniu gniotąca w ramię broń to zmora, zwłaszcza dla kobiety.
Wysoką cenę tego „drobiazgu” zrekompensuje odczucie wygody na każdej z wypraw.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (II)
Opowieści o potrzebie posługiwania się „armatami” o kalibrach typu 30-06 i większymi, jako głównym atrybucie skuteczności strzału kulowego, odchodzą powoli do lamusa. W sklepach myśliwskich można zakupić prawie każdą markę sztucera, montażu i optyki.
Wybór broni kulowej przysparza najwięcej rozterek i wątpliwości, a w przypadku kobiet nie jest decyzją łatwą. Na wstępie przestrzegam świeżo upieczone adeptki myślistwa przed uzbrajaniem się od razu w broń mieszaną, to jest dryling lub kniejówkę, głównie z powodu dość skomplikowanej, absorbującej uwagę obsługi, trudniejsze przystrzeliwanie i znaczny ciężar.
Nie należy kupować świeżo po kursie kilku sztuk broni. To, co konieczne, to dobra broń śrutowa i sztucer o uniwersalnym kalibrze. W czasie nabywania praktyki i doświadczenia dobrym uzupełnieniem będzie kniejówka lekka i dobrze skonstruowana technicznie.
Zakup broni kulowej dla kobiety determinują przede wszystkim jej warunki fizyczne. Zawsze musi to być egzemplarz lżejszy niż dla mężczyzny. Dlatego też panie powinny rozważyć rodzaj materiału, z którego wykonana będzie osada i szukać sztucera z polimerowym łożem i kolbą. Wszystkie firmy stosują już takie materiały. Pielęgnacja takiej broni jest łatwiejsza. Osada polimerowa jest odporna na wilgoć, uszkodzenia mechaniczne, wypaczenia. Jest lekka, często w kolorze maskującym. Zakup tego rodzaju sztucera wymaga dokładnego dopasowania do osoby, gdyż polimery nie poddają się przeróbkom.
Uniwersalnym kalibrem będzie z pewnością 308 Winchester (7,62×51) z pociskiem typu nosler 9,7 g dla kobiet o wadze ciała do 60 kg oraz 7x 64 z pociskiem nosler 9,1 g dla Dian o wadze ciała powyżej 60 kg. Oba te kalibry umożliwiają polowanie na wszystkie gatunki zwierzyny łownej w naszym kraju.
Budowa zamka najodpowiedniejsza z uwagi na obsługę i bezpieczeństwo to typowy Mauser jak w sztucerach CZ 550. W sprzedaży dostępne są konstrukcje zamków z odrębnym napinaniem po załadowaniu, z wieloma udziwnieniami, co w terenie nie sprawdza się i zmusza do zbyt wielu czynności. Kupując sztucer szczególną uwagę należy zwrócić na konstrukcję przyśpiesznika, opór i płynność pracy spustu, a przed zakupem niezbędne jest odbycie próbnego strzelania.
Wymienione wcześniej kalibry charakteryzują się umiarkowanym odrzutem, wystarczającą prędkością pocisku i energią w odległości 100-200 m od wylotu lufy. W wypadku broni śrutowej polecałem nabywanie dobrych używanych egzemplarzy. Przy zakupie broni kulowej zachęcam do kupowania broni nowej z uwagi na to, że broń ta łatwiej „maskuje” wady i stopień zużycia. Umiarkowana cena i dobra jakość to cecha sztucerów czeskich, które polecam.
Nie oszczędza się na montażu i lunecie. Jednak dla przeciętnej kieszeni wystarczająca jest także optyka zza południowej granicy, która dogoniła znane zachodnie marki. Luneta typu Meopta z krzyżem nr 4, 3-12×56 i podświetlanym punktem jest najrozsądniejszym wyborem na początku przygody łowieckiej.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (III)
Cóż ma począć kobieta, która wróci ze sklepu lub komisu, rozpakuje pudełko, wyjmie piękny sztucer czy dubeltówkę, położy je na przykład na łóżku, aby się im przyjrzeć i nacieszyć oczy? Teraz trzeba zacząć poznawać swoją broń. Paski do noszenia mamy już kupione? Jeśli nie, polecam wygodne, z neoprenu, miękkie i przeciwpoślizgowe. Następnym zakupem będą futerały: inny na broń śrutową, inny na sztucer. Jeśli kupiliśmy broń z pokrowcem (od poprzedniego właściciela lub fabrycznym), nie zmieniajmy niczego. Jeżeli kupujemy nowy na broń śrutową, to warto nabyć taki, by mieściła się ona w nim nierozłożona. Jest wygodny i nie zmusza nas do ciągłego demontażu dubeltówki czy boka (częste składanie i rozbieranie nie jest zbyt korzystne dla mechanizmów strzelby).
Sztucer najlepiej przewozić i przenosić w pokrowcu dobrze wyłożonym gąbką (miękkim z wierzchu), która chroni i broń, i lunetę, z wygodnymi „uszami” do noszenia. Dodatkowo polecam paniom uszycie worka z płótna i w nim wkładanie sztucera do futerału. Chroni to oksydę przed chemicznym działaniem materiałów użytych we wnętrzu pokrowca i zaparowywaniem w czasie ujemnych temperatur (broń w worku z materiału i w pokrowcu po przyjściu z zimowego polowania nie powinna być wyjmowana w ciepłym pomieszczeniu przez około dwie godziny).
Niezbędnym zakupem jest szafa na broń z atestami na zamek i całą jej konstrukcję, czego wymaga u nas ustawa o broni. Aby poznawać działanie spustów, wyregulować przyspiesznik, „ćwiczyć na sucho” strzelanie w mieszkaniu i nie zniszczyć iglic, kupujemy sobie tzw. „zbijaki” (amunicja kompresyjna) zgodnie z kalibrami, które posiadamy i do każdego rodzaju broni. Są to imitacje nabojów przyjmujące energię spuszczonej iglicy w czasie czynności, o których pisałem powyżej.
Tak wyposażone Diany zaczynają poznawać swoją broń. Zacznijmy od jej rozłożenia i złożenia. Po kolei odłączamy czółenko, lufę od kolby z baskilą. W odwrotnej kolejności łączymy broń w całość, szukając najlepszego sposobu„pasowania haków”, czółenka, manipulując kluczem tak, by nabrać wprawy. Trzeba umieć to wszystko zrobić w ciemnym pokoju bez światła, oczywiście po wielu próbach w biały dzień. Mając w komorach nabojowych amunicję kompresyjną i napięte iglice „strzelamy” z obu luf po kolei, a następnie łamiemy strzelbę zapoznając się z działaniem wyrzutników. Dzięki temu nigdy potem nie zaskoczy nas wylatująca łuska, a także moment, w którym po oddanym strzale łuska pozostanie w komorze nabojowej, co czasami się zdarza w broni używanej. Należy wtedy zamknąć ją powtórnie, nacisnąć spust odpowiadający łusce, która nie wyskoczyła i jeszcze raz dynamicznie złamać broń. Ważnym szczegółem jest to, że strzelby posiadają tzw. „wyciągi” (starsze modele) i wyrzutniki. W konstrukcji, gdzie występuje wyrzutnik, istnieje także wyciąg. Po otwarciu broni z wyrzutnikiem, bez oddania strzału, pracuje wyciąg, który wysuwa łuski 2-3 mm, tak byśmy mogli wyciągnąć je ręcznie. Po oddaniu strzału wyciąg rozłącza się z mechanizmem w czółenku i pracuje wyrzutnik, który dzięki energiom sprężyn usuwa łuski poza komorę nabojową. Natomiast broń bez wyrzutnika, zarówno po strzale, jak i bez jego oddania, dzięki działaniu samego wyciągu, wysuwa łuski tak, by można wyciągnąć je ręcznie.
Sztucer rozbieramy wyjmując i wkładając zamek, zamykając go np. przy wciśniętym spuście, by iglica nie napięła się. Próbujemy włączyć i zwolnić przyśpiesznik (bez napiętej iglicy). Następnie przy użyciu „zbijaka” badamy, jaki opór ma spust bez przyspiesznika i z przyspiesznikiem. Otwieramy i wyjmujemy magazynek (w zależności od tego, jak jest skonstruowany sztucer), również zupełnie po ciemku. Te wszystkie czynności powtarzamy wielokrotnie, poznajemy zabezpieczenia broni, sprawdzamy (ze zbijakiem) wszystkie położenia bezpieczników. W jakim położeniu nie można otworzyć zamka, co się stanie kiedy otworzymy zamek przy napiętej iglicy lub włączonym przyspieszniku? Taka wiedza daje poczucie bezpieczeństwa i wygody, jest bezwzględnie konieczna. A więc drogie Diany, do dzieła, „przejrzyjcie na wylot” swój arsenał.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (IV)
Nie wystarczy kupić broń, szafę i zamknąć w niej swoje cacka. Samozadowolenie napełnia naszą psychikę. Dołączyliśmy do grona „wybrańców”. Ta odrobina próżności nie jest niczym nagannym pod warunkiem, że przeminie.
Prawda oczywista jest taka, że posiadanie każdej broni, zwłaszcza palnej, to olbrzymia odpowiedzialność. O zagrożeniach z tym związanych w następnych odcinkach. Broń należy traktować jak urządzenie mechaniczne, a wiąże się to z odpowiednią konserwacją, pielęgnacją i obsługą. Po każdym polowaniu, bez względu na to czy strzelaliśmy, czy „bór nie podarzył”, należy strzelbę czy sztucer wyczyścić. Stojącą w szafie, nie używaną konserwujemy raz na miesiąc. Zakup akcesoriów do czyszczenia jest następnym wydatkiem, którego nie unikniemy. Kupujemy akcesoria dobrej jakości, a przede wszystkim praktyczne.
Wycior do broni śrutowej, najlepiej aluminiowy, o grubości około 1 cm z gwintem na końcu (gwint wewnętrzny) do wkręcania szczotek. Część wychodząca z rękojeści nie musi się obracać (nie polecam wyciorów składanych z kilku elementów).
Do broni kulowej, odpowiedni do kalibru, wycior mosiężny (nie rozkładany) z gwintem zewnętrznym do nakręcania końcówek czyszczących. Pręt mosiężny powinien być umocowany w rączce do trzymania tak, by się obracał nie wykręcając z niej.
Końcówki do broni śrutowej to odpowiednio do kalibru- ze szmacianych zwitków oraz filcowe przecieraki. Do sztucera: szczoteczka mosiężna, plastikowa, wałeczki filcowe i końcówka z miękkiego materiału flanelopodobnego (oczywiście zgodnie z kalibrem posiadanego sztucera, ponieważ czyszczenie lufy kulowej zbyt dużym, ciasno przechodzącym elementem, nawet miękkim, jest niewskazane).
Do czyszczenia obu rodzajów luf polecam preparat WD-40 (żadnych „cudownych” olejów i„mazideł”, od których nieraz broń ”kapie”, a nie ma to nic wspólnego z jej właściwą konserwacją lub czyszczeniem).
W wyposażeniu „skrzyneczki” do broni nieodzowne są jeszcze: zwykłe drewniane wykałaczki, patyczki do szaszłyków, płatki do demakijażu, kawałek prawdziwej irchy, smar grafitowy do broni, smar syntetyczny, najlepiej do łańcuchów motocyklowych (np. firmy Mobil-niezastąpiony w smarowaniu elementów ciężko pracujących i nagrzewających się), pędzel do obiektywów fotograficznych (czyścimy nim szkła lunety), kilka małych pędzli różnej wielkości i trochę syntetycznych pakuł. Z czasem Diany nabierając praktyki same będą uzupełniać swoje „skrzyneczki” z akcesoriami.
Jak czyścić broń śrutową? Przed jej rozłożeniem (jeżeli strzelaliśmy) spryskać wnętrze luf rozsądną ilością WD-40, obracając strzelbę kilka razy wzdłuż osi, lekko nachylając, by preparat „rozpłynął się” po lufach. Następnie położyć płasko na boku i odczekać kilka minut. Rozbieramy dubeltówkę, odłączamy czółenko, lufy od kolby z baskilą i kładziemy sobie wszystko na starym ręczniku (zagospodarowanym w tym celu). Oglądamy wszystkie części i usuwamy pędzlem piasek, nasiona i inne zanieczyszczenia mechaniczne. Następnie czyścimy szmatką okolice iglic, wokół których widać „pierścienie eksplozyjne” spłonek. Wyczyszczoną kolbę z baskilą odkładamy, tak samo postępując z czółenkiem. W wycior aluminiowy wkręcamy szczotkę ze zwitków materiału.
Lufę zawsze czyścimy od strony komory nabojowej (wyjątek stanowią strzelby automatyczne). W jedną z luf, lekko zagłębiając palcem, wkładamy płatek do demakijażu i przepychamy go wyciorem ze szczotką do końca, aż wypadnie, tak samo z drugą lufą. Powtarzamy to tyle razy, aż wypchnięty płatek będzie zupełnie czysty. Następnie używamy przecieraka filcowego i zaglądamy do luf kontrolując przy okazji, czy nie powstały jakieś rysy i przebarwienia- mają lśnić jak lustro.
Składając broń niektóre części lekko smarujemy, ale o tym (co i czym) już w następnym odcinku, także o czyszczeniu broni kulowej. Wiem, że Diany mają wrodzone poczucie czystości i porządku, nie wątpię więc, że broń będzie lśniła.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (V)
Bywa tak, że wyczyszczona, zadbana broń odbierana jest jako synonim nowicjusza i „niedzielnego myśliwego”. Czyż osady poobijane i zniszczone, podrdzewiałe lufy bez oksydy miałyby świadczyć o długiej praktyce i doświadczeniu?
Nasze poprzednie rozważania o broni przerwaliśmy czyszcząc broń śrutową. Przy składaniu wyczyszczonej strzelby pozostawienie w lufach odrobiny środka penetrującego (nie jest możliwe wyczyszczenie luf na sucho bez preparatów odtłuszczających) nie ma wpływu na celność i rozkład wiązki śrutu czy tor lotu breneki.
Jeżeli włożymy palec do lufy i jest ona lekko „tłustawa”, nie należy się tym przejmować. Po wystrzeleniu setek sztuk amunicji śrutowej (np. na strzelnicy) lufy „odołowiamy” za pomocą specjalnych preparatów. Omówię to przy innej okazji. Jak smarować broń składaną po czyszczeniu? W obręb urządzeń baskili nie wolno! wlewać olejów lepkich lub gęstych ponieważ „wyłapują” kurz i zanieczyszczenia, a zimą często uniemożliwiają strzał, gdyż wszystko w środku jest zlepione i zamarznięte. Raz na jakiś czas można szczelinami obok spustu (spustów) pod kabłąkiem „psiknąć” (oczywiście trzymając kolbę z baskilą kabłąkiem do góry) penetrolem smarującym typu WD-40 lubSonax MoS2Oil i poczekać, aż „wycieknie” po stronie klucza.
Elementy mocno obciążone termicznie i mechanicznie (haki luf, szarnir czyli sworzeń baskili, półokrągłe współpracujące z baskilą części czółenka) smarem syntetycznym Mobil do łańcuchów motocyklowych. Ramkę Purdey’a cienką warstwą smaru grafitowego do broni. Po złożeniu, całość wycieramy do sucha, aby na lufach i częściach drewnianych nie pozostały zacieki i plamy.
Podstawowym narzędziem do czyszczenia lufy kulowej jest wycior mosiężny obracający się w rękojeści. Ta cecha umożliwia dokładne wyczyszczenie gwintu w lufie. Podczas wprowadzania szczotki (niezbyt ciasnej) wycior, którym ją pchamy (od strony komory nabojowej) powinien się obracać. To bardzo ważne!!! Podstawowym błędem czyszczących lufy sztucera jest to, że często używają tylko filcowych przecieraków lub flanelopodobnych szczotek. Kolejność zawsze musi być następująca: szczotka mosiężna- wycior się obraca, szczotka plastikowa owinięta rozsądną ilością pakuł syntetycznych- wycior się obraca, przecierak filcowy – wycior może się nie obracać, do sucha – przecierak długi flanelopodobny- wycior powinien się obracać.
Systematycznie używana broń kulowa musi mieć lufę czystą i suchą. Używając przecieraka filcowego można delikatnie nasączyć go penetrolem smarującym (WD-40). Po zakończeniu czyszczenia przepychamy przez lufę przecierak nasączony 100% spirytusem (nie technicznym). Czyszczenie szczotką mosiężną i plastikową jest niezbędne z powodu osadzającego się nagaru (produkt spalania prochu) w wyżłobieniach gwintu. Broń kulowa czyszczona bez szczotek często traci celność i nośność, ponieważ głębokość gwintu lufy maleje. Sztucer, którego długo nie używamy, można przesmarować od komory nabojowej po stożek wylotowy lufy niezbyt gęstym olejem syntetycznym. Raz na miesiąc szczelinami w obrębie spustu (spustów) wpuszczamy penetrole smarujące tak, jak przy czyszczeniu broni śrutowej. Nie wolno smarować zaczepu zamka zazębiającego się z zapadką spustu kurka, ponieważ może to wywołać niekontrolowany strzał, np. przy napiętym przyspiesznika. Zamek smarujemy smarem grafitowym do broni, bardzo cienko, na całym obwodzie, najlepiej dłonią tak, by po jego użyciu smar był niewidoczny. I jeszcze bardzo ważna rzecz-czyśćmy komorę nabojową ze stożkiem przejściowym (ich średnica jest większa od średnicy lufy). Trzeba więc posiadać szczotkę na krótkim uchwycie (najlepiej używać do tego wycioru, którym czyści się flet prosty drewniany). Przed komorą nabojową jest obwodowo wyfrezowany głęboki wtok, który także należy wyczyścić, np. ugiętym na końcu (w zależności od głębokości wtoku) wyciorem do fajektytoniowych.
Tak pielęgnowana broń nigdy nie zawiedzie, a Wy, kochane Diany, pamiętajcie, że ciągle jesteście „na cenzurowanym”, a świat mężczyzn niechętnie (i zupełnie niesłusznie) wybacza Wam jakiekolwiek pomyłki.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (VI)
W naturze kobiety leży dążenie do piękna. Dotyczy to wszelkich aspektów jej życia. Używaną broń, którą nabyły Diany można zawsze odnowić i upiększyć w taki sposób, by nie zmieniać jej charakteru, własności użytkowych i klasycznej linii.
Chciałbym dzisiaj namówić Panie do odwagi w „majsterkowaniu” przy swoich nowych dwururkach, które pochodzą „z drugich rąk”. Poprzedni właściciele nie zawsze przywiązywali wagę do tego, czy na częściach drewnianych są zarysowania, czy kratka nacięta na chwycie pistoletowym kolby i czółenku nie jest zabita brudem z racji wieloletniego używania. Nierzadko piękny grawerunek baskili jest niewidoczny, lufy z poprzecieraną oksydą, bączki zbyt luźne, niedokręcone, wydające odgłosy, które w łowisku są niepożądane.
Drogie Diany, nie bójcie się śrubokrętu, papieru ściernego, lakierobejcy, zestawu do poprawienia oksydy na zimno (który można nabyć w sklepach myśliwskich). Odnowiona własnoręcznie broń to olbrzymia satysfakcja adekwatna do odczuć, kiedy na pchlim targu kupimy stary, zaśniedziały naszyjnik naszych babć, a potem przed pierwszym włożeniem czyścimy go i polerujemy.
Zacznijmy od usunięcia z nacięć kratki na szyjce kolby i czółenku wieloletnich zanieczyszczeń. Robimy to używając twardej drewnianej wykałaczki lub bambusowego patyczka do szaszłyków, mozolnie i cierpliwie usuwając brud z każdej kreseczki nacięć. Następnie przemywamy te miejsca benzyną ekstrakcyjną lub spirytusem. Jeżeli drewno naszego „Merkla” lub „Simsona” nie jest lakierowane, będzie nam bardzo trudno odtłuścić je, wyczyścić papierem ściernym i na nowo zaimpregnować. Nie jest to jednak niemożliwe.
Na początek całość drewna (czółenko i kolbę) myjemy dokładnie spirytusem lub benzyną (wielokrotnie, pozostawiając za każdym razem do całkowitego wysuszenia), następnie, w mniej widocznym miejscu, próbujemy papierem o gradacji np. 300 potrzeć koniec kolby. Jeżeli papier ściera drewniane wiórki i nie zabija się czymś tłustym, możemy kontynuować czyszczenie (oczywiście, przy takiej pracy odkręcamy co najmniej stopkę kolby i kabłąk spustowy), a używając papieru różnej gradacji (w zależności od stopnia porysowania), uważamy, by nie porysować baskili. Czyścimy do momentu, aż znikną zarysowania i zagłębienia, a następnie polerujemy coraz delikatniejszym papierem ściernym.
Jeżeli kolba jest zbyt zatłuszczona, używając ręcznego palnika gazowego (np. dentystycznego, który można nabyć za niewielką sumę i później będzie nam służył noszony w plecaku np. do rozpalania ogniska), muskamy delikatnie płomieniem zatłuszczone części drewniane, aż kolba zacznie „pocić się” nagromadzonym w niej tłuszczem i przecieramy ją na nowo spirytusem lub benzyną. Robimy to kilkakrotnie, aż nie będą powstawały kropelki tłuszczu i dopiero potem używamy papieru ściernego.
Z czółenka bez problemu, wykręcając dwa wkręty, można usunąć metalową część służącą do jego zdejmowania (zapadka). Można ją wyjąć bez obawy, że cokolwiek z niej wypadnie lub że się rozleci na mniejsze części. Ułatwi nam to czyszczenie i wyrównywanie krawędzi, które często są obtłuczone i porysowane. Proces odtłuszczania i czyszczenia – taki sam, jak przy kolbie.
Po kilkudniowej pracy, kiedy części drewniane będą równe, gładkie i lśniące rysunkiem słojów możemy przystąpić do impregnacji lub malowania. Osobiście polecam bejcowanie, a następnie impregnację środkami, które można nabyć w dobrych sklepach myśliwskich. Można pominąć bejcowanie i kupić środek do impregnacji, który także koloryzuje drewno. Kilkakrotnie bejcujemy lub impregnujemy i pozostawiamy do całkowitego wyschnięcia. Następnie, w wypadku, kiedy użyjemy tylko bejcy koloryzującej, wcieramy w drewno olej lniany (np. służący do rozrabiania malarskich farb artystycznych) i długo polerujemy dłońmi. Kiedy użyjemy środka do impregnacji zawierającego element barwiący, pozostawiamy drewno do wysuszenia, a następnie tylko polerujemy, np. grubą irchą.
Możemy także wyczyszczone drewno naszej broni pokryć tzw. lakierobejcą. Musi być ona jednak bardzo wysokiej jakości, wielokrotnie nakładana (najlepiej artystycznym, delikatnym pędzlem) tak, by nie powstały smugi i zacieki. Ten sposób polecam w wypadku, gdy drewno nie da się dokładnie odczyścić i jest zbyt zniszczone. W handlu można dostać różne srebrne grawerowane elementy wykończeniowe, np. na „główkę” chwytu pistoletowego. Jest na nich miejsce np. na nasze inicjały. Jeżeli skusimy się na poświęcenie większej ilości czasu naszemu cacku, to zachęcam do zamontowania takich elementów.
Ilość naszej pracy i własny wkład w renowację zawsze będzie procentował w chwili, kiedy otworzymy szafę na broń i weźmiemy w dłonie własnoręcznie odnowione piękne drewno naszej śrutówki. Nauczmy się samodzielności i szacunku dla broni w taki sposób, że to, co możemy (poza naprawami rusznikarskimi) wykonujemy samodzielnie.
Następnym razem: wszystko o nakładaniu ręcznej oksydy i odnawianiu części metalowych.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (VII)
Wewnętrzne uporządkowanie, dokładność, pedantyzm, musi dotyczyć całego naszego życia. W naszym cyklu rozważamy sposób posługiwania się, konserwacji, używania broni myśliwskiej. W rzeczywistości tak samo powinniśmy dbać o rower, samochód czy sprzęt turystyczny. Przez wieki ludzie ozdabiali przedmioty codziennego użytku, aż powoli stawały się dziełami sztuki.
W poprzedniej części całej gamy dobrych rad, które staram się przekazać naszym Dianom, pominąłem, omawiając odnawianie części drewnianych strzelby, sytuację, kiedy czółenko i kolba są zniszczone, porysowane, a drewno jest lakierowane. W uzupełnieniu informuję, że w takim wypadku za pomocą ostrego, cienkiego skrobaka (np. szkło z denka butelki) delikatnie musimy usunąć resztki lakieru. Reszta tak jak w poprzedniej części.
Cóż zrobić kiedy części metalowe broni wyblakły, wybielały, a co gorsza, po każdym polowaniu, kiedy pada deszcz, zauważamy osadzanie się rdzy? Taka broń wymaga gruntownego odnowienia. I znowu przed przystąpieniem do czyszczenia i polerowania należy wszystkie elementy metalowe odtłuścić benzyną lub spirytusem. Jeżeli nie ma wyraźnych zarysowań i broń nie rdzewieje, to czyścimy ją papierem wodnym o gradacji powyżej 1000, a potem coraz cieńszym. W tym wypadku nie jest konieczne całkowite usunięcie poprzedniej oksydy. Oczywiście oprócz luf czyścimy baskilę, kabłąk spustu, metalowe części czółenka (niektóre części czółenka i kabłąk spustowy możemy odkręcić). Nie polecam świeżo upieczonym Dianom wymontowywania baskili z części drewnianej. Przy jej czyszczeniu należy po prostu uważać, żeby nie porysować sobie już odnowionego „drewna”. Kiedy broń ma tendencje do nabierania „brązowego” nalotu, czyścimy ją i polerujemy do momentu, aż części metalowe będą wyglądały jak chromowane.
Kiedy już uznamy, że lufy i pozostałe części są należycie gładkie (w końcowej fazie polerujemy je filcem z tzw. zieloną pastą polerską), przystępujemy do najważniejszej części ręcznego oksydowania tj. odtłuszczania! W zestawie, który można nabyć w sklepie myśliwskim, w osobnym pojemniku jest środek odtłuszczający, a w osobnym środek oksydujący (środek oksydujący w postaci płynu lub żelu). W procesie własnoręcznego odnawiania części metalowych najważniejszą czynnością oprócz czyszczenia i polerowania jest właśnie odtłuszczanie, ponieważ od niego zależy równomierna barwa i połysk nowo położonej oksydy. Odtłuszczonych części metalowych nie wolno dotykać rękami.
W instrukcjach załączonych do preparatów, o których mowa wyżej, często pisze się, aby po odtłuszczeniu nakładać środek oksydujący pędzlem lub mazakiem. Jest to podstawowy błąd, który wyklucza równomierne ubarwienie i połysk części metalowych. Aby lufy wyglądały jak nowe, po odtłuszczeniu przygotowujemy sobie ścierkę flanelową, kilkakrotnie złożoną. Następnie zakładamynowe rękawice robocze, najlepiej cienkie i powleczone w częściach dłoniowych gumą lub skórą. Wcześniej przygotowaną ścierkę nasączamy dokładnie preparatem oksydującym, a następnie wcieramy w części metalowe. Lufy polerujemy aż do momentu, kiedy nabiorą równomiernego błękitnawego koloru, cały czas dynamicznie pracując ścierką z preparatem. Pozostałe części nie dające się objąć dłonią także oksydujemy poprzez pocieranie, aż osiągniemy barwę zbliżoną do luf. Jest to proces mozolny i długotrwały, który powtarzamy kilkakrotnie.
Po uzyskaniu zadowalającego nas efektu pozostawiamy części metalowe, niczym ich nie dotykając i nie zmywając, aż do następnego dnia. Jeżeli po 24 godzinach coś zblaknie, odłuszczamy wszystko ponownie i powtarzamy od nowa wszystkie czynności. Jeżeli nie ma żadnych zacieków i oksyda ma równomierną barwę, wycieramy wszystko lekko nawilżonym w wodzie materiałem naturalnym, takim jak len lub jedwab zważając, by nie był nasączony jakimiś chemicznymi barwnikami, świeżo wyjęty z pralki i wysuszony lub czymkolwiek zanieczyszczony. Potem kawałkiem tego samego materiału wycieramy wszystko do sucha.
Po uprzednim odnowieniu części drewnianych i nałożeniu nowej oksydy poprzez ręczne wcieranie (tzw. bronirowanie) nasza broń będzie świeża, błyszcząca. Najważniejsze jednak jest to, że da nam to niczym nie zastąpioną satysfakcję i stworzy między właścicielką a strzelbą specyficzną relację. Zaczniecie Diany po prostu kochać swoją broń tak jak biżuterię lub ulubione stroje.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (VIII)
„Strzelać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi”, lecz o to ,aby osoby, które polują posiadły tę umiejętność w stopniu wykluczającym cierpienia zwierzyny i wypadki z bronią. Nie tylko trening na strzelnicy sprawi, że umiejętności strzeleckie osób polujących mogą rozwinąć się. Chcę nakłonić Diany do treningu „na sucho” w domu, który będzie uzupełnieniem obycia się z hukiem i prawdziwym strzałem odczuwanym na strzelnicy.
W zasadzie po kursie podstawowym zdany egzamin powinien być równoznaczny z posiadaniem umiejętności strzeleckich w stopniu przyzwoitym. Niestety, strzelanie do makiet i rzutków pozbawione jest dreszczyku emocji i nijak się ma do sytuacji zdarzających się podczas prawdziwych łowów. Myślę, że dotyczy to wszystkich Nemrodów bez względu na płeć, ale kobiety z uwagi na swoją wrodzoną wrażliwość mogą być poddane głębszemu stresowi, a tym samym częściej „pudłować”. Najlepsi strzelcy wojskowi uprawiają w uzupełnieniu tzw. „suchy trening”, do którego dziś będę namawiał nasze Panie.
W każdym mieszkaniu blokowym lub prywatnym domu w swoim ulubionym pokoju posiadamy okno. Przed domowym treningiem strzeleckim należy tak przygotować stanowisko (przed oknem), abyśmy widzieli przez nie dokładnie różne punkty i hipotetyczne cele natomiast wszyscy poza pomieszczeniem na zewnątrz nie powinni widzieć tego, że w ręku mamy broń i uczymy się celować mierząc do anten na dachu, słupów telegraficznych, drzew itp. Przygotowujemy więc egzemplarz broni z przyrządami otwartymi oraz sztucer z lunetą i pastorał. Podczas treningu w domu obowiązuje oczywiście żelazna zasada bezpieczeństwa, co oznacza, że po wyjęciu broni z szafy dokładnie sprawdzamy komory nabojowe, zarówno śrutówki, jak i sztucera. W czasie nauki celowania, nawet będąc niewidocznymi dla innych ludzi, nigdy nie kierujemy broni w stronę osób, zwierząt, ptaków i okien innych mieszkańców.
Czynnikami determinującymi celność strzału są sposób ściągania spustu i oddech. Na początku unikajmy skrajnych przybliżeń naszej lunety (im większe powiększenie tym krzyż bardziej drga). Najodpowiedniejszym będzie ośmiokrotne przybliżenie, które jest typowe i najczęściej stosowane w lunetach o stałej krotności przybliżenia. Ustawiamy pastorał przed oknem tak, by po oparciu sztucera wygodnie stać, nie mieć ugiętego kręgosłupa lub kolan. Obieramy mały cel, np. klosz lampy przy drodze lub tablicę z numerem sąsiedniego bloku. Ustawiamy ostrość krzyża i przyciskamy mocno stopkę kolby do ramienia kierując krzyż na wybrany cel. Następnie kładąc palec na spust (zamek nie zazbrojony) oddychamy głęboko, obserwując reakcje krzyża, który będzie wędrował z góry na dół i z powrotem w czasie, kiedy nabieramy powietrza. Obserwujemy tę reakcję i przyzwyczajamy się do niej około pięciu minut. Następnie ładujemy sztucer amunicją kompresyjną (zbijakiem), naciągamy przyspiesznik i znowu celujemy w wybrany punkt.
Jak oddychać? Teorii jest wiele – najlepszym sposobem jest skierowanie krzyża na cel, nabranie powietrza, powolny wydech do połowy objętości płuc, zatrzymanie wydechu (krzyż w bezruchu), ściągnięcie spustu, opróżnienie płuc do końca. Powtarzamy to przynajmniej 30 razy. W momencie zatrzymania wydechu krzyż nie powinien drgać, a spust ściągamy płynnym ruchem środkiem opuszka palca wskazującego tak, jakby to była czynność dodatkowa bez gwałtownego szarpania, które wywoła przesunięcie lufy. Ważnym jest, aby trzymając szyjkę kolby przyciskać ruchem wstecznym ramienia kolbę do dołka strzeleckiego, ale nie kurczowo ją ściskać. Siedząc na ambonie przez wiele minut możemy celować w różne małe punkty ucząc się oddychania i „unieruchamiania” krzyża lunety. Trzeba także utrzymywać poziomą belkę siatki celowniczej równolegle do podłoża (np. korzystając z jakiegoś ogrodzenia lub linii rowu).
Taki trening powtarzany wielokrotnie pozwoli na nabranie odpowiednich nawyków. Ponieważ trudno jest stymulować podniecenie i stres wywołany pojawieniem się zwierzyny, stan taki pośrednio możemy osiągnąć poprzez wykonanie 20 pełnych przysiadów, po których powtarzamy „celowanie i strzelanie” od początku, opanowując przyspieszony oddech i drżenie mięśni. W taki sam sposób uczymy się używania otwartych przyrządów celowniczych. Oddech i ściąganie spustu jest identyczne jak wyżej.
Strzelanie z broni śrutowej (trening domowy) polega na tym, że broń załadowaną zbijakami kierujemy w stronę jednej ze ścian bez ozdób i obrazów, a siedzący za nami mąż, córka czy syn ma w ręku zabawkowy laser, którym bez uprzedzenia świeci na ścianę, a my błyskawicznie mierząc w czerwony punkt ściągamy spust (spusty). Proponuję na początek 100 takich „strzałów” co wieczór. Oczywiście ktoś musi nauczyć pozycji strzeleckiej, ale to, jak mniemam, pokazano na kursie podstawowym. Zaręczam Wam kochane Panie, że w znacznym stopniu podniesiecie swoje umiejętności trenując w domu „na sucho” jak opisałem powyżej, a mając na uwadze to, że zazwyczaj pracujecie na kilku etatach, a strzelnice są daleko, jest to jedyne rozwiązanie dające gwarancję, iż oko na polowaniu Was nie zawiedzie.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (IX)
Bywa, że doświadczeni myśliwi polujący od wielu lat mają pewne kłopoty z określeniem długości komory nabojowej swojej broni śrutowej. Mnogość rodzajów amunicji o różnym sposobie wykonania, zawijania łuski, różne standardy, powodują, iż wielokrotnie strzela się ze źle dobranej amunicji, co w najlepszym wypadku powoduje gorszy efekt strzału. Chciałbym więc przybliżyć Paniom trochę „czarnej magii” dotyczącej dopasowywania amunicji do ich nowo nabytych śrutówek.
Długość naboju śrutowego determinowana jest dwiema wartościami: długością łuski naboju i długością komory nabojowej, do której przeznaczony jest dany nabój. Do najpopularniejszych kalibrów broni śrutowej (12, 16, 20) łuski i odpowiadające im komory nabojowe mają standardową długość 70 mm. Rzadziej spotykane są dziś długości dawnego standardu 65 mm, które były niegdyś bardzo popularne, a czego nie można wykluczyć przy nabyciu używanej strzelby.
Gotowy nabój, wskutek zawijania krawędzi łuski, jest krótszy o 6 mm – przy „zawijaniu” z przybitką na śrut i do 12 mm – przy zawijaniu w gwiazdkę. Strzał z naboju o łusce posiadającej długość zgodną z długością komory nabojowej jest strzałem optymalnym. Problemy zaczynają się, gdy myśliwy dysponuje strzelbą o komorach nabojowych i nabojami o różnych długościach.
Strzelanie z naboju o krótszej łusce (65 mm) z długiej komory nabojowej (70 mm) przebiega bez poważnych zakłóceń. Skutkiem takiego strzelania są wyraźne pozostałości produktów spalania prochu oraz resztki ołowiu ze śrucin w stożku przejściowym lufy (do usunięcia przy czyszczeniu), a także mniejsza siła przebicia i nieregularne pokrycie celu śrutem.
Niezbędnym jest, ażeby po wyczerpaniu zapasu nabojów krótszych i kupieniu nowej partii o długości 70 mm sprawdzić, czy w stożku przejściowym nie pozostały zanieczyszczenia opisane powyżej, gdyż może się to skończyć zwiększeniem ciśnienia gazów w lufach.
Większe zagrożenie niesie za sobą odwrotny układ, kiedy wystąpi przypadek: długa łuska (70 mm) i krótka komora nabojowa (65 mm). Długi nabój bez problemu zmieści się przy ładowaniu broni do krótkiej komory nabojowej, pozwoli na to zawinięta krawędź łuski. Przy wystrzale krawędzie rozwijającej się łuski wejdą w obręb stożka przejściowego lufy, zmniejszając jego średnicę o dość dużą grubość łuski. Efektem minimalnym jest wzrost ciśnienia gazów miotających, który spowoduje zgniatanie grup śrucin w różnej wielkości bryłki, strzał z nieregularnym pokryciem i zwiększony odrzut. Efekt maksymalny to po prostu rozerwanie lufy wskutek nadmiernego ciśnienia.
Największe niebezpieczeństwo niesie z sobą zastosowanie nabojów śrutowych typu magnum, o łuskach długości 76 mm i zwiększonej mocy ładunku prochowego do broni nieprzystosowanej o długości komory 70 mm, w którą bez problemu da się załadować nabój magnum. Ostatnio zdarzyło się z tego powodu wiele wypadków, gdyż w ferworze zakupów myśliwi nie patrzą na opis producenta znajdujący się na opakowaniu, rozpatrując przede wszystkim średnicę śrutu i jego zawartość wagową.
Strzał w takim układzie niemal na pewno skończy się rozdęciem lub rozerwaniem lufy, a więc nie tylko będzie bardzo kosztowny, co niezmiernie niebezpieczny dla zdrowia i życia strzelającego. Obecnie wytwórnie produkujące wzmocnioną amunicję śrutową tego typu znaczą ją w bardzo wyraźny sposób – co najmniej rzucającym się w oczy napisem „magnum”. Zanim więc do swojej pierwszej broni, drogie Diany, zaczniecie kupować amunicję, sprawdźcie dokładnie, jaką macie długość komory nabojowej, co często oznaczone jest w obrębie haków łączących lufy z baskilą (używajcie lupy i odczytajcie wszystkie zaznaczone tam symbole, a te, których nie zrozumiecie spróbujcie znaleźć w leksykonach lub Internecie).
Uniwersalnym rozwiązaniem i jako takim mającym wszelkie wady i zalety rozwiązań uniwersalnych okazała się wprowadzona w życie w roku 1970 propozycja koncernu Dynamit Nobel AG. Rozpoczęto wówczas produkcję nabojów śrutowych w łuskach o długości pośredniej 67,5 mm, przy zmniejszonej do wartości 0,6 mm grubości ścianek przy wylocie (z zawijaną krawędzią). Z nabojów takich można było bezpiecznie strzelać z luf o komorach nabojowych obu długości 65 i 70 mm. W stożku przejściowym lufy z długa komorą nabojową zostaje wprawdzie więcej niż powinno osadów prochu i ołowiu, ale strzał z lufy o krótkiej komorze nie niesie już ze sobą żadnego niebezpieczeństwa.
Ja jednak zachęcam, by stosować zawsze amunicję adekwatną do długości komory nabojowej, przy czym kupując nową paczkę zajrzyjmy do środka, kontrolując jak długa jest część metalowa łuski zawierająca spłonkę, ponieważ im dłuższa część metalowa, tym nabój precyzyjniej układa się we wnętrzu komory i łatwiej, pewniej jest z niej usuwany.
Wszystko, co napisałem powyżej to nie propozycja dla Was, Diany, lecz moja gorąca prośba, byście się dokładnie zapoznały z tym zagadnieniem.
Zbigniew Maziarczyk
PIERWSZA BROŃ WSPÓŁCZESNEJ DIANY (X)
Broń i amunicja myśliwska po ukończeniu kursu podstawowego w mniemaniu świeżo upieczonych jej posiadaczy to urządzenie proste, które nie posiada zbyt wielu tajemnic i wystarczy skierować wylot lufy w kierunku celu, aby po naciśnięciu spustu osiągnąć zamierzony skutek. Nic bardziej mylnego, a wszyscy (także Diany), którzy nie drążą problemów i szczegółów związanych z jej używaniem, prędzej czy później znajdą się w nieprzyjemnej sytuacji laika.
W dyskusjach na strzelnicy i poza nią aż huczy o tym, jakie to rodzaje amunicji są najlepsze, jaka naważka śrutu jest najskuteczniejsza, jaka firma produkuje najlepiej. Tak naprawdę nie prowadzi to do niczego i konia z rzędem temu, kto sensownie wyjaśni prostą sprawę koszyczka na śrut. W związku z powyższym omówię pokrótce, dlaczego stosuje się we współczesnych nabojach śrutowych taki koszyczek.
Ładunek śrutu nie jest sypany bezpośrednio na przybitkę oddzielającą śrut od prochu, lecz umieszczany w plastikowym koszyczku. Jest to walec z otwartą powierzchnią górną dopasowany wymiarami do części naboju śrutowego mieszczącej śrut. Śrut wsypywany jest do koszyczka i dopiero wtedy wkładany jako ładunek do łuski naboju. Taka konstrukcja zmniejsza zaołowienie lufy i wpływa pozytywnie na skupienie wiązki śrutu, gdyż bezpośrednio po opuszczeniu lufy ładunek śrutu chroniony jest przed uderzeniem rozprężających się gazów miotających.
Koszyczek na śrut ma zwykle nacięte ścianki boczne, co po opuszczeniu lufy umożliwia ich rozchylanie przez pęd powietrza, stwarzającego opór wystrzeliwanemu pociskowi. Po rozchyleniu koszyczek jest szybko hamowany, śrut opuszcza dotychczasową osłonę kształtując klasyczną wiązkę. Konstrukcyjne połączenie koszyczka na śrut z przybitką na proch, przez dołączenie do koszyczka ukształtowanego w formie amortyzatora plastikowego elementu zakończonego krążkiem uszczelniającym doprowadziło do stworzenia nowego rodzaju przybitek nazywanych kielichowymi.
Biorąc pod uwagę to, iż śrut opuszcza koszyczek dopiero po opuszczeniu lufy, można zadać pytanie, po co używać czoków i czy przy takiej budowie naboju spełniają one swoją rolę. Ażeby pobudzić Diany (i nie tylko) do dociekliwości, chcę otworzyć dyskusję na ten temat i bardzo jestem ciekaw, czy ktoś spróbuje zmierzyć się z problemem technicznym czoków w lufach i koszyczków w nabojach śrutowych. W związku z tym osoby zainteresowane chcące przedstawić swoje rozważania na ten temat, otrzymają mój numer telefonu w ZO PZŁ Przemyśl i mogą w tej sprawie zadzwonić do mnie osobiście. Interesuje mnie czy ktokolwiek będzie umiał wytłumaczyć rolę czoków przy wyżej opisanej konstrukcji naboju śrutowego.
W poprzednich odcinkach, kiedy była mowa o czyszczeniu broni śrutowej, wspomniałem, iż po wielu setkach wystrzelonej amunicji lufy należy odołowić. Nie jest to sprawa prosta, a samo czyszczenie szczotką mosiężną nie zawsze daje pożądane efekty. Trzeba więc odołowić lufę środkami chemicznymi, np. preparatem „Robla-solo” firmy Balistol. Problem w tym, że tego rodzaju preparaty nie usunięte z lufy przez okres około pół godziny mogą spowodować pogorszenie gładzi luf śrutowych. W związku z tym procedura odoławiania, którą podam musi być ściśle przestrzegana. Używamy do tego przecieraków filcowych, nakręcamy je na wycior aluminiowy w taki sposób, że na bagnet przecierka szmacianego nakładamy dwa krążki filcowe i wkręcamy w wycior tak, by z jednej strony opierały się o jego przednią krawędź, a z drugiej o przecierak szmaciany. Nasączamy pierwszy krążek preparatem do odoławiania (robimy to w pomieszczeniu wietrzonym, w rękawiczkach) i kilkakrotnie przepychamy przez każdą z luf,następnie wyrzucamy go. Teraz nie później niż 5 do 15 minut po tej czynności czyste przecieraki filcowe nasączamy bardzo rzadkim olejem do czyszczenia broni i znowu przecieramy kilkakrotnie obie lufy. Czystym przecierakiem szmacianym czyścimy lufy do sucha. Należy bardzo uważać, aby preparatami do odoławiania nie spryskać sobie rąk, oczu, ubrań, bo ma on właściwości lekko żrące.
Jeżeli wykonamy wszystkie czynności we wskazanej wyżej kolejności, naszej broni naprawdę nic nie grozi !!!
Zbigniew Maziarczyk